Penderecki i Dębica – korzenie własnego świata
„Ważne są powroty do miejsc, gdzie wszystko się zaczęło” – tak Krzysztof Penderecki podkreśla znaczenie swojego miasta rodzinnego – Dębicy, na drodze jego wielkiej, światowej kariery.
Opisując własne korzenie kompozytor stwierdza: „Jestem hybrydą, moja rodzina pochodzi z kresów, babka ze strony ojca była Ormianką, natomiast dziadek Niemcem”.
Dziadek kompozytora – Robert Berger był postacią, która w jego wspomnieniach osobistych zajmuje szczególnie ważne miejsce.
Dębica – tu wszystko się zaczęło
„Nad tym galicyjskim miasteczkiem ciągle unosił się duch Franciszka Józefa, pamiętam atmosferę typowo małomiasteczkowej ‘Gemutlichkeit’ ” – przywołuje Penderecki we wspomnieniach dawną Dębicę. Pytany o swoje lata dziecięce odpowiada: „Ja wychowałem się otoczony światem żydowskim. W Dębicy był jeden kościół katolicki i pięć synagog. Pamiętam śpiewy, które dobiegały mnie z żydowskich bożnic, mam tę muzykę w uchu”.
Tak swoją młodość i niezwykle „szybkie dorastanie” opisuje sam kompozytor:
„Moja młodość, dzieciństwo moje to jednak jest wojna. Stała obecność śmierci. Co chwila nowa wiadomość, że kogoś rozstrzelali”.
Penderecki powraca również myślą do traumatycznych wspomnień z dzieciństwa, okrucieństwa wojny i holocaustu, który dotknął ludność Dębicy:
„Gdy w 39 roku poszedłem do szkoły, to przecież chodziliśmy razem z żydowskimi kolegami. I później na naszych oczach (…)
z okien mieszkania widziałem likwidację getta”.
Na początku były skrzypce…
Dzięki ojcu muzyka w domu Pendereckich była wciąż obecna. Ojciec sam po pracy grywał na skrzypcach, a w niedzielę urządzał muzykowanie domowe. O swoim pierwszym zamiłowaniu do muzyki tak wspomina: „Gdy miałem 12 lat ojciec kupił mi od żołnierza rosyjskiego za butelkę spirytusu porządny instrument, potem za dwie butelki spirytusu kupił pianino”. Skrzypce z miejsca podbiły wyobraźnię kompozytora i pozostały jego najbardziej ulubionym instrumentem: „Chciałem być skrzypkiem, wirtuozem i pierwsze utwory pisałem w wieku 11 i 12 lat dla samego siebie, do ćwiczeń. Czasem to były zupełnie karkołomne zapisy”.
Lekcja Krakowa – 1950
Jesienią 1950 roku Krzysztof Penderecki po zdaniu matury w gimnazjum w Dębicy wyjechał z Dębicy do Krakowa, by uczyć się grać na skrzypcach. Czynił to już w Dębicy pod okiem doświadczonego muzyka – Tadeusza Darłaka. W Krakowie naukę na tym instrumencie kontynuował pod okiem Stanisława Tawroszewicza – profesora szkoły wyższej. Studiował jakiś czas, by stwierdzić, że nie tędy droga. A miał wówczas parę innych do wyboru – teorie i kompozycję u Franciszka Skołyszewskiego, zapisał się także na UJ jako wolny słuchacz – fascynowała go filologia klasyczna i filozofia, co jak twierdzi kompozytor dokonało się za sprawą jego dziadka i ojca. To, że wybór ostateczny uczynił Krzysztofa Pendereckiego kompozytorem, a nie skrzypkiem lub filozofem czy badaczem kultury antycznej, architektem, czy historykiem sztuki – stało się w stopniu nie małym dzięki szczęśliwemu zbiegowi wydarzeń. Przyszły kompozytor spotkał na swej drodze nauczyciela, który w nim odkrył jego przeznaczenie. Był nim Franciszek Skołyszewski. Nosząc go we wdzięcznej pamięci kompozytor wyznał w jednym ze wspomnień:
„On mnie przekonał, że jestem kompozytorem (…) On właściwie wymyślił mnie jako kompozytora (…) Przyjechałem do Krakowa
z walizeczką pełną kompozycji. Całą walizką. I pamiętam, jak on oglądał, przez dwie godziny chyba i gwizdał. Oglądał, a potem powiedział: Jutro przyjdziesz do mnie i zaczynamy kontrapunkt, lekcje kontrapunktu”.
Studia kompozycji kontynuował Krzysztof Penderecki u Artura Malawskiego, który jako pedagog pozostawił po sobie we wspomnieniach studentów uczucia mieszane. Należał on do ludzi szorstkich i mało przyjemnych w obcowaniu. Wobec swych uczniów był krańcowo wymagający. Penderecki miał to szczęście, że przyszedł do Malawskiego dzięki Skołyszewskiemu
z doskonałą znajomością kontrapunktu. Swoją współpracę z Malawskim kompozytor podsumował tymi słowami:
„Co mi dał? Ciąg dalszy, kontynuację. Choć tak nawiasem mówiąc, niewiele”.
1959 – Silne wejście
Jaki był początek wielkiej, światowej kariery Krzysztofa Pendereckiego? Gwałtowny, efektowny, zaskakujący czy nawet kontrowersyjny, a dla niektórych bulwersujący i skandaliczny – tak jak pierwsze dzieła samego kompozytora. Niezwykle istotnym przełomem okazał się czerwiec 1959 roku kiedy to Związek Młodych Kompozytorów ogłosił zaskakujące wyniki rozpisanego wcześniej konkursu. Jury popadło w prawdziwą konsternację, kiedy po otwarciu kopert zawierających nazwiska autorów nadesłanych dzieł okazało się, że wszystkie trzy najwyżej sklasyfikowane utwory napisał ten sam kompozytor – nie znany jeszcze szerzej Krzysztof Penderecki. Mówiąc językiem sprawozdawcy sportowego – debiutujący na szerszej arenie młody Penderecki zdeklasował rywali. Regulamin konkursu nie przewidywał – zarazem więc i nie zakazywał – prezentowania przez jednego uczestnika większej ilości partytur niż jedna. Imponująca na ówczesne czasy nagroda główna jaką było stypendium finansujące pobyt na Zachodzie niezwykle kusiła Pendereckiego, spragnionego „wielkiego świata muzyki”. Aby zwiększyć swoje szanse każdą z trzech partytur pisała inna ręka. Jedną przepisał kopista, a dwie pozostałe pisał sam kompozytor używając raz prawej, drugi raz lewej ręki. Partytury Pendereckiego zajęły wszystkie trzy miejsca. Cel został osiągnięty: wyjazd na Zachód zapewniony.
Takie właśnie było wejście Pendereckiego na „salony muzycznego świata” – ekscentryczne jak sam kompozytor, który po latach powie o sobie:
„Ja jestem jednak trochę buntownikiem i trochę indywidualistą”.
Indywidualizm, tak charakterystyczny dla twórczości Krzysztofa Pendereckiego przenika głęboko jego osobowość:
„Mam chochlika w sobie, który każe mi iść inną drogą niż pozostali. Żadną udeptaną drogą, ale skalistymi ścieżkami”.
Kompozytor i dyrygent – światowa kariera
Krzysztof Penderecki to zjawisko w historii muzyki, nie tylko polskiej, zupełnie wyjątkowe. W muzyce XX wieku nikt chyba nie zrobił takiej kariery, jak on. Nie zrobił jej również tak szybko! Może tylko Igor Strawiński mógłby mu dorównać. I podobne, jak Strawińskiego, są meandry drogi twórczej Pendereckiego. Miał sukcesy od samego początku. Kiedy w 1959 roku rozstrzygnięto II Konkurs Młodych Kompozytorów, po rozszyfrowaniu godeł, którymi były opatrzone złożone anonimowo partytury, okazało się, że zdobywcą I, II i III nagrody jest nieznany nikomu 28-letni asystent Wydziału Kompozycji w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej
w Krakowie. Penderecki otrzymał zamówienie od słynnego festiwalu
w Donaueschingen. W roku 1960 pisze utwór zatytułowany 8’37 (tyle trwała ta kompozycja), za który w rok później otrzymuje nagrodę TRIBUNE INTERNETIONALNE DES COMPOSITEURS UNESCO w Paryżu.
Utwór nazywa się teraz „Tren Ofiarom Hiroszimy” i nadają go stacje radiowe na całym świecie, Penderecki zaś staje się czołowym przedstawicielem awangardy muzycznej tamtych czasów. Potwierdza tę pozycję niezwykłymi FLUORESCENCJAMI wykonanymi po raz pierwszy w roku 1962 w Donaueschingen.
Poza instrumentami wielkiej orkiestry symfonicznej Penderecki wprowadza tutaj zawieszony arkusz blachy do imitowania grzmotów, gwizdki, kawałki szkła i metalu pocierane pilnikiem, grzechotki, dzwonek elektryczny, piłę, maszynę do pisania
i syrenę alarmową. Instrumenty tradycyjne też brzmią niezwyczajnie, bo dźwięki są wydobywane z nich w zupełnie niekonwencjonalny sposób. Pendereckiego zna już cały muzyczny świat. Tak się przynajmniej wydaje… do momentu prawykonania w roku 1966 w Münster „Pasji wg św. Łukasza”. Oznacza ona zerwanie z radykalizmem awangardy. Penderecki stworzył dzieło przystępne dla zwykłego melomana, o zrozumiałej treści, konstrukcji i emocji. Sam mówił:
„Nie zależy mi na tym, jak Pasja zostanie określona, czy jest tradycjonalna, czy awangardowa. Dla mnie jest po prostu autentyczna.
I to wystarczy”.
Penderecki odchodząc od nowatorskich pomysłów dźwiękowych w swoich dziełach, zwracając się ku formom i brzmieniom bardziej tradycyjnym okrzyknięty został przez krytykę muzyczną „zdrajcą awangardy”. Jednak postawa kompozytora oraz „filozofia jego twórczości” głęboko przekonują, że droga twórcza to labirynt. Jak powiada sam kompozytor:
„Trzeba mieć odwagę być sobą. Okres stagnacji, zatarcia cech indywidualnych w sztuce nie może trwać wiecznie (…) tylko błądzenie, droga okrężna prowadzi do spełnienia”.
Penderecki jest sobą w każdym utworze i nie deprymuje go krytyka:
„Ja właściwie piszę przeciw modom i krytykom …”
A narażał się krytyce coraz częściej. Wystarczy powiedzieć, że w napisanej w 1978 roku operze. „Raj utracony” dopatrywano się pastiszu muzyki Wagnera. Nie był to dla Pendereckiego komplement. On jednak trwa przy swoim i pisze taką muzykę, jaką chce pisać. Czy zdradził ideały młodości? Taki jest właśnie Krzysztof Penderecki – buntowniczy, niezależny, przekorny.
W jednej z rozmów lusławickich przypomniał sobie:
„Kiedyś w czasie śpiewania ‘Międzynarodówki’ nie wstałem. Wszyscy stali – a ja siedziałem. Jakiś kolega doniósł i chcieli mnie wyrzucić ze szkoły”.
Osobowość i twórczość Krzysztofa Pendereckiego jest wyrazem pewnej przekory. Przekory, która towarzyszy duchowi niezależności, odrębności i indywidualności twórczej wielkiego artysty.
Dębica – Miejsce urodzenia, wspomnienie, czy może coś więcej…?
O tym jaką rolę odgrywa dla Krzysztofa Pendereckiego – Wielkiego Artysty, jego małe, rodzinne miasto świadczą częste powroty, które mają dla kompozytora tak wielkie znaczenie. Artysta powraca do Dębicy jako kompozytor i dyrygent, jako Wielki Dębiczanin.
Liczne wspomnienia i ciepłe słowa, w których zawsze skrywa się nuta nostalgii są dowodem na głębokie i wciąż żywe związki Pendereckiego
z Dębicą. Zapytany, czy Dębica to miejsce urodzenia, czy coś więcej odpowiada:
„Tam mieszkali moi rodzice i dziadkowie. To był dobry dom (…) Rodzina poważana w Dębicy (…) Cały ten barwny świat odszedł bezpowrotnie.
W pewnym wieku odchodzą po kolei bliscy, więc kontakt z Dębicą mam teraz przez cmentarz, niestety. Ale pozostał wielki sentyment. Niedawno dyrygowałem koncertem z okazji 650-lecia Dębicy w kościele pw. Ducha Św., ze znakomitą akustyką”.
Podróżując po całym świecie Krzysztof Penderecki stał się ambasadorem naszego kraju i lokalnej „małej ojczyzny”. Jest drugim od czasów Chopina polskim kompozytorem, któremu udało się zyskać tak wielki rozgłos. Jak słusznie podkreśla Ludwik Erhardt – może dlatego wokół tej niesłychanej kariery rośnie atmosfera zdumionej zawiści z mozołem szukającej zarzutów.
Jak silne są związki Krzysztofa Pendereckiego z Dębicą odpowiada sam kompozytor mówiąc, że tu są jego korzenie, tu wszystko się zaczęło – życie, szkoła, miłość do muzyki. Tu powstawały pierwsze kompozycje. Matka Krzysztofa Pendereckiego była stałym słuchaczem koncertów organizowanych przez szkołę muzyczną. Również sam kompozytor pomimo licznych obowiązków spotykał się z dyrekcją i nauczycielami naszej szkoły.
Dzień 20 października 2003 roku był dla dębiczan, a zwłaszcza uczniów PSM I i grona pedagogicznego dniem niezwykle szczególnym. Po kilkumiesięcznych przygotowaniach odbyła się ceremonia nadania szkole imienia Krzysztofa Pendereckiego. Wielkim wyróżnieniem i zaszczytem dla szkoły stało się przyjęcie imienia tak wielkiego, niekwestionowanego autorytetu w dziedzinie muzyki na świecie. Honorowymi gośćmi tej niezwykłej ceremonii był sam Maestro Krzysztof Penderecki przybyły wraz
z małżonką. Penderecki jest dumą dębiczan. To z naszego miasta wywodzi się jeden z najbardziej kreatywnych twórców współczesnej muzyki. Laureat licznych nagród i wyróżnień przyznawanych w kraju i zagranicą oraz wielu doktoratów honoris causa uniwersytetów i akademii na całym świecie. Dzięki jego twórczości Dębica zapisała swoją kartę
w historii muzyki światowej. Społeczność miasta jest wdzięczna za żywą pamięć kompozytora o rodzinnym mieście.
Szczególny dla Pendereckiego, rok 2008, w którym artysta obchodził 75 rocznicę urodzin oraz 50-lecie pracy twórczej złączył się z wielkim jubileuszem miasta – 650-leciem istnienia. Stało się to okazją do świętowania tych niezwykłych rocznic we wspólnym gronie. Skromnym wyrazem głębokiego szacunku i ogromnej wdzięczności społeczności dębickiej stało się wręczenie przez Marszałka Województwa Podkarpackiego tytułu „ZASŁUŻONY DLA WOJEWÓDZTWA PODKARPACKIEGO”.
„Swoje sukcesy osiągnąłem dzięki ukochanym rodzicom, którzy wychowali mnie w tym mieście. Dziś wracam do korzeni” – mówił, odbierając z rąk marszałka woj. podkarpackiego tytuł „Zasłużony dla Województwa Podkarpackiego”. Nie szczędząc wzruszeń kompozytor wraz żoną dziękował:
„Tytuł jest mi tym droższy, że odbieram go w rodzinnym mieście, w którym wszystko się zaczęło”. „Prawie 43 lata temu w Dębicy braliśmy ślub. Tutaj urodził się nam syn Łukasz. Stąd rozpoczęliśmy drogę w świat”.
Dębica odegrała zatem ważną rolę w ukształtowaniu osobowości i postawy twórczej Krzysztofa Pendereckiego – kompozytora, którego muzyka bulwersuje, szokuje, zachwyca. Jego muzyka, oryginalne brzmienia, nowatorskie pomysły dźwiękowe wywołują wśród krytyków muzycznych na całym świecie reakcje skrajne. A sam twórca odpowiada przekornie:
„Prawdziwa twórczość musi być wędrówką. Jest stałym poszukiwaniem”.